Nasze małe i pocieszne dzieciątka z wielkim żalem pożegnały
się z katechezą do następnego roku. Natomiast te większe
odetchnęły z ulgą, że już nie trzeba podejmować dodatkowych zajęć takich jak studiowanie katechizmu
czy odrabianie zadań w zeszycie ćwiczeń. A może jeszcze bardziej poczuły
się wyzwolone z frustrujących sytuacji, że można czegoś znowu nie wiedzieć na
katechezie.
Katecheza się skończyła, ale nie zakończyła się przygoda z
Bogiem. Katecheza różni się od zwykłej nauki w szkole, gdzie
zdobyta wiedza jest zazwyczaj potrzebna tylko do
jakiegoś czasu albo do jakiegoś stopnia. Z katechezą tak nie jest! Kto się uczy
o Bogu ten uczy się na wieczność. Każdy człowiek ciekawy spraw Bożych albo
całkiem niechętny i kulejący z nauką uczeń na katechezie przez Chrzest i
wysiłek poznania Boga został już zaliczony do grona ludzi zbawionych. Jak
mądrze określił św. Paweł w 1 Tes 2,4 słuchanie prawd Bożych jest niewiarygodnym
odkryciem dla człowieka Bożego, że: przez
Boga zostaliśmy uznani za godnych powierzenia nam Ewangelii, … aby się podobać
nie ludziom, ale Bogu, który bada nasze serca. Zetknięcie
się więc dziecka czy kogokolwiek w każdym innym okresie życia z prawdą żyjącego
Boga wiąże się z dowartościowaniem nas przez samego Pana.
Można bardziej uczuciowo wyrazić ten fakt mówiąc,
że zyskujemy upodobanie w oczach Boga. Z kolei upodobanie w oczach Boga można
by porównać ze znalezieniem szczęścia w Sercu samego Boga - Bóg nami się po
prostu cieszy. Dla mnie osobiście to najpiękniejsze określenie łaski Bożej: stwierdzenie,
że mogę podobać się Bogu – nie ma nic bardziej osobistego
i serdecznego w odniesieniu do Boga. To takie zażyłe,
braterskie wejście w relację z samym Bogiem, takie świadome rozkochanie się w
samym Bogu, taka miłosna przygoda bycia blisko Boga. A
to najprostsze ujęcie tej tajemnicy: Bóg patrząc na mnie uśmiecha się
nade mną, ponieważ Mu się podobam.
Zwracam uwagę na słowa: przygoda z Bogiem. Otóż każdy z nas
może potraktować katechezę jako przygodę przyjemną, w
trakcie której można spotkać tajemniczego człowieka, jak ksiądz czy
zakonnica, którzy mówią do nas czy naszych dzieci o jeszcze bardziej
tajemniczych sprawach. Ale z drugiej strony
katechezę jako naukę religii można potraktować jako coś
zbędnego, piąte koło u wozu. Czyli religia może wydawać się ciężarem… Niedobrze
się dzieje, gdy sami rodzice traktują katechezę dziecka jako bezużyteczną dla jego
rozwoju. Choć raczej nigdy tego nie powiedzą o
konieczności żywienia, leczenia, szkoły, sportu, tańca czy wielu względnie
potrzebnych przedmiotów w życiu.
Dziecko dowiaduje się, co mu jest tak naprawdę potrzebne w
życiu od rodziców, starszych. Przykładowo podglądając rodziców czy się modlą,
czy o Bogu w ogóle mówią, same automatycznie zapragną kontaktu z Bogiem i
wiedzy o Nim. Natomiast zdecydowanie mniejszy wpływ na dowartościowanie katechezy ma
postawa katechety. Dziecko ma tę chłonność gąbki, że takimi walorami
nasiąka, w jakich się obraca. Dziecko ma też taką właściwość jak prostota serca,
czyli łatwo przyjmuje za prawdę to co mu starszy podaje do przyswojenia. Tego już dorosłym często brakuje. I tu takie moje osobiste wynurzenie w stronę jednej z moich
uczennic. Jednego razu w trakcie odwiedzin w mieszkaniu
jej rodziców pokazała mi własny pokój. Pochwaliła mi się i zademonstrowała osobiście przygotowany i ustrojony
ołtarzyk, przy którym codziennie się modli. Dla mnie to był najbardziej
ewidentny dowód na skuteczność katechezy. Nie do końca mojej, ale nade wszystko
dobrych rodziców, którzy skutecznie przekazują Ewangelię swojej córce. Jakże
bym sobie życzył, aby wszyscy moi wychowankowie z katechezy uczynili
sobie podobny znak modlitwy w swoich pokojach! Wagę niewinności i skuteczności
modlitw dziecka uzmysławia nam sam Pan. Mówi, że to ich aniołowie wpatrują się
nieustannie w najjaśniejszą twarz Boga. Czyż nie tego nam potrzeba w katechezie
i w modlitwie, aby ktoś, tak jak dziecko, rozjaśnił twarz Boga nad nami,
naszymi ciemnymi stronami egzystencji!?
Skoro już mamy wakacje, to warto nam wszystkim zaproponować,
tak rodzicom jak ich pociechom, aby w swoim odpoczynku urlopowym byli
spragnieni „przygód z Bogiem”. Przygód tak frapujących i emocjonujących, aby
może nawet zdobyli się na wakacyjną czytankę Biblii z dziećmi. A może dobrym pomysłem są rekolekcje rodzinne przy
słowie Bożym, na co stać małżeństwa z Domowego Kręgu Rodzin. Tylko gorliwe, z głębi serca płynące, szukanie Boga wokół nas, może
nam odsłonić prawdę, że każda mikro cząstka jak i cały ogrom świata, są tylko
niewielkim odblaskiem wszechpotężnego i wszechobecnego Władcy świata. Gdziekolwiek
skierujemy nasze stopy czy wzrok, to uznajmy w sercu Jego bliskość i potrzebę
uwielbienia za dar Jego stworzenia i Jego Miłości. Niech we wszystkich miejscach,
gdzie się udajemy, wypełnia nas zachwyt i przekonanie, że piękno świata wskazuje
na cudowny uśmiech Boga, który posyła nam wszystkim. Jednak Jego urok napełni
nasze wnętrza szczęściem, kiedy sami przybliżymy sobie w chwilach wolnych Ewangelię.
Ewangelię, czyli najpiękniejszą Nowinę o zbawiającym i zatroskanym o nas Bogu.
A tę cudowną Nowinę z kolei zamiennie można nazwać katechezą; katechezą na
życie i na wieczność, której do końca nigdy się nie wyuczymy. Nie zapominajmy więc o wzajemnym wakacyjnym katechizowaniu się
Bożym uśmiechem, czyli doświadczaniu tajników
piękna, miłości i prawdy Bożej w spotkaniach z
braćmi i w świecie Bożych stworzeń.
Więcej fotografii z zakończenia roku katechetycznego można znaleźć w Galerii >>>