Nic
tak nie cieszy jak widok dzieci koło swojej matki. Zarazem nic tak nie smuci
jak matka sama bez dzieci. Skojarzenie to rodzi mi się w głowie na widok
pięknej statuy Matki Bożej na jednym ze wzgórz otaczających miasto Grenoble. Wielka
figura Maryi króluje na kamiennej, pomysłowo wykonanej grocie, aby strzec leżącego
w oddali miasta. Taką intencję miał zapewne jeden z tutejszych kapucynów, brat
Bartłomiej, którego tylko nieliczni pamiętają, że w ogóle tutaj był.
Przypuszczam, że przy tej figurze kiedyś przed laty gromadzili się wierni,
którzy zanosili modły do Pani nieba i ziemi prosząc Ją o możne wstawiennictwo u
tronu Swojego Syna. Teraz stoi całkowicie opuszczona, nikogo nieinteresująca. A
może jednak nie do końca…!
fot. Pan Władysław
|
Bardziej
znane okazują się schody, po których można dojść do figury. Wykonano je przed
wojną, a
liczą aż 348 stopni! Oczywiście nie chodzi tu o stopnie rozumiane jako kąt
nachylenia schodów, ale o rzeczywistą liczbę stopni, które tworzą długie
podejście zbudowane na dużej stromiźnie. Oznakowane są emblematem „Montée du Père
Dumas” - schodu księdza Dumas, któremu to parafianie chcieli ułatwić
przemieszczanie się do parafialnego kościoła i zafundowali coś tak okazałego.
Teraz służą one głównie tylko wyczynowym joggerom, którzy testują na nich swoją
wytrzymałość.
fot. Pan Władysław |
fot. Pan Władysław |
Statuą
zainteresował się przed kilkunastoma laty nasz parafianin, Pan Władysław. Nieopodal
statuy przebiega ścieżka do szkoły, która notabene była kiedyś kapucyńskim
zakonem, a teraz jest budynkiem katolickiej szkoły. Pan Władysław przechodził
koło figury niebieskiej Pani prawie codziennie prowadząc do szkoły swoje wnuki.
Jakoś nie mógł znieść widoku, że ślicznie prezentująca się figura Maryi jest
tak potwornie zaniedbana. Oprócz rdzy i ptaków, które z konarów drzewa zrzucały
swoje nieczystości, niewiele wskazywało, by ktokolwiek zainteresował się statuą
Maryi; chociażby jako dziełem sztuki, nie mówiąc już o jakiejkolwiek odrobinie Maryjnej
pobożności.
fot. Pan Władysław
|
Któż
jak nie Polak – defensor Maryi – mógł zatroszczyć się o losy Jej figury? Pan
Władysław zakradał się wiele razy, kiedy znalazł sposób na ogrodowy zamek, by
godzinami ślęcząc u stóp Królowej czyścić Jej sylwetkę i powlec w końcu całość
statuy specjalną konserwującą farbą. Kosztowało go to nie tylko wiele wysiłku,
ale i strachu. Mógł go przecież ktoś zrugać, zabronić pracy lub nawet wymierzyć
grzywnę za bezprawną renowację – przecież nie była to jego własność. Jak
twierdzi: musiał to zrobić! A Ona go ochroniła od jakichkolwiek
nieprzyjemności. Teraz ze wzruszeniem opowiada, że jak już ma czas to wspina
się od Niej, aby odmówić przy niej Litanię Loretańską. I oprócz wzruszenia,
jeszcze bardziej przemawia jego serdeczne przekonanie: że nikt bardziej się o
niego nie stara i nie czuwa nad jego
losem, rodziną i kiepskim zdrowiem, niż właśnie ONA Królowa, której w taki
widoczny sposób się przysłużył. Przy tej okazji dobrze byłoby nam westchnąć
słowami staropolskiej pieśni: Jak szczęśliwa Polska cała, w niej Maryi kwitnie
chwała.